niedziela, 31 maja 2015

Funkcjonariusze zaparkowali przy małym podwórku, którego granice od strony ulicy wyznaczały krzewy, a w głębi półkwadrat szaro-różowych bloków. Na trawie były rozłożone maskotki i spore samochody - zabawki, część okien już na pierwszy rzut oka była brudna. Emilia nieźle znała niektórych mieszkanców tych kamiennic - bójki wśród nie stroniących od alkoholu mężczyzn czy głośne awantury zdarzały się dość często, jednak już dawno nie było tu przypadków regularnej przemocy domowej. Przed czerwonymi drzwiami, pokrytymi odpadającą farbą policjantka sobie o czymś przypomniała:
- Czekaj - powiedziała i wygrzebała telefon z kieszeni - tu nie mają w zwyczaju wymieniać żarówek, a w głębi bloku jest dość ciemno - powiedziała włączając latarkę. - Trzymaj i prowadź- zarządziła podając mu komórkę. - Tylko uważaj, to służbowa, podaje ten numer czasem na interwencjach, poza tym nie stać mnie na nową - dodała z uśmiechem. Często się uśmiechała, a w jej uśmiechu było coś...magnetycznego? Jednak świeżak nie miał czasu się nad tym zastanawiać - weszli i zaczął oświetlać drogę. Na ścianach od razu spostrzegli powitanie. Oburzony Stefan się na chwilę zatrzymał, jakby nie dowierzał:
- No co tak stoisz? Chwała wam dzielni policjanci już od progu.
- Cię to bawi, przecież to obraża naszą formację! - kolejny raz się napiął. Westchnęła. Odnosiła wrażenie, że tak naprawdę stresuje się tym co robi i mówi - jest trochę nieśmiały. Poza tym koniecznie chciał pokazać swoją wartość od razu -  a gdyby za jednym zamachem aresztować wszystkich przestępców to miejsc w PDOZie by nie starczyło.
- Młody daj spokój, każdemu od razu łba nie ukręcisz, a teraz prowadzimy sprawę. Chodź, tu, jeszcze niżej jest jedynka...
Ostrożnie, wciąż sobie przyświecając zeszli po stromych schodach - ostatecznie stanęli przed prostymi, brązowymi drzwiami z gałką. Zapukali, jednak nikt nie zareagował. Spróbowali mocniej, po chwili zza drzwi wychyliła się starsza pani w zapiętej koszuli nocnej i luźnych spodniach. Miała pożółkłą twarz, wyglądała na zmęczoną i zaskoczoną.
- Dzień Dobry, sierżant Emilia Drawska, posterunkowy Stefan Brzózka.
- Proszę, proszę wejść- zaprosiła ich do pokoju. Przeszli przez wąski i nieco zagracony przedpokój dochodząc do sporej izby - w pomieszczeniu unosił się zapach stęchlizny, na pierwszy rzut oka było jednak czysto. Zza progu widzieli małe łóżko pod oknem, naprzeciw w rogu stał niewielki telewizor i kilka prostych szafek. Gospodyni położyła się, zapraszając funkcjonariuszy by usiedli na pościeli, co też uczynili.
- Przepraszam, że tak, ale poza moją bratanicą nikt tu nie zachodzi, to stół sprzedałam, żeby na leki na te nogi chociaż mieć. Tak mnie bolą. Jem albo tutaj z blatu szafek, albo z parapetu jak całkiem nie mam siły, tutaj zawsze takie skurcze, czasem to jeść człowiek nie może to zawsze chleb na parapecie trzymam...
- A nie dostaje pani żadnej pomocy, nie wiem z opieki społecznej, emerytury, renty?
- Widzi pani,  jakiś facet mi z kilka lat temu przyszedł, ja parę dni wcześniej wzięłam kablówkę. On mi, że czegoś w umowie zapomnieli dodać i teraz będę płacić krocie, ale że on jakąś nową umowę ma dla mnie, że w imieniu firmy przeprasza, nawet breloczek tej  mi dał. No to co podpisałam.
- On nie był z żadnej firmy? - spytała współczująco Emilia.
- Pani on z tą telewizją nic wspólnego nie miał! Jakieś pożyczki szybkiej wtedy na ponad 5 tysięcy nabrałam, teraz wszystko komornik zabiera, 300 złoty miesięcznie dostaje ledwie! - w oczach kobiety pojawiły się łzy, policjantom zrobiło się jej żal. Emilia obserwowała swojego partnera - był wyraźnie zmieszany, prawdopodobnie starał się jakoś ukryć jak bardzo przejęła go ta historia. Emilia też się wzruszyła - zrobiłaby sporo, żeby pomóc tej kobiecie. Wiedziała jednak, że wraz z godziną zakończenia służby oboje powinni zapomnieć co tu zobaczyli, odciąć się. Nie wiedziała czy Stefan da radę.
- Teraz wszystko zabiera komornik, jeszcze się procesowałam to nie płaciłam, ale zrezygnowałam ze sprawy.
- Dlaczego?
- Pani ten...już nie wiem jak go nazwać najpierw przedłużał, to, że chory, to, że potrzebuje czasu na zgromadzenie nowych dowodów, mi leciały odsetki, sił też na łażenie po sądach nie miałam. Prosto w twarz mi się śmiał, część mebli nawet wyprzedałam. Mam jeszcze leki, raz bratanica więcej zarobiła to mi kupiła...ale biorę tylko jak już naprawdę nie idzie wytrzymać.
- No właśnie, my tu właściwie w sprawie bratanicy. Pani przyjaciółka, pani Genowefa Malisch oskarża ją o kradzież medalików i figurek ze swojego sklepu. - oznajmił Stefan.
- Państwo jej nie wierzą, to mitomanka, a moja Maja to takie kochane dziecko.
- Co pani ma na myśli? - spytała zaintrygowana Drawska.
- Widzi pani, Genowefę ja od dawna znam. Ją w młodości kilka razy nie przyjęli na wymarzoną medycynę, a wcześniej na samych czwórkach, piątkach się...radziła sobie, widać byli lepsi, wtedy jeszcze takiego niżu nie było...demograficznego. - kobieta się poruszyła, a jej twarz wykrzywił grymas bólu - Ze wstydu zaczęła kłamać, popadła w mitomanię, nałogowo kłamała, nawet leczyła się i długo było dobrze. Potem jeden z jej synów zaczął się włamywać do mieszkań, za drugim razem go schwytano. Wtedy oskarżyła sąsiadkę swoją o włamanie do niej, nawet je sama spreparowała. Technicy tam ustalili, że to... sąsiadka niewinna, ale od tego czasu co jakiś kogoś oskarża, a to włamanie, a to groźby, że na jej syna to spisek...Żal mi jej, kilka razy nawet sędzia ją na leczenie wysyłał, ale choroba nawraca, tam powinni gdzieś mieć to co mówię w papierach.
- Rozumiem, a nie wie pani gdzie teraz może być bratanica? - spytała Emilia.
- Nie wiem, miała nie iść do pracy, jakieś sprawy załatwiać dzisiaj chciała...
- Dobrze, a czy bratanica może mieć broń? - kontynuowała Emilia
- Pani, ona to dobra dziewczyna, na oczy nie widziała giwery żadnej - obruszyła się kobietata.
- Rozumiem, mogę jeszcze od pani dowód prosić? - spytała spokojnie Emilia
- Tam jest, na wierzchu w szafce - kobieta wskazała ręką, Stefan odłożył notatnik i przyniósł dokument. Widniało w nim nazwisko Aldona Malka, jak się okazało gospodyni nie była nigdy karana. Wyszli nieco przygnębieni.

***

Funkcjonariusze wrócili na ulice Wrocławia. Oboje byli przejęci, to co widzieli w tamtym mieszkaniu...
- Co będzie z tą kobietą? - zapytał Stefan.
- Wiesz, no co, zgłoszę to na opiekę społeczną, może żeby częściej kogoś tam wysyłali. Jaką świnią trzeba być, żeby... - mimo swoich obaw o Stefana Emilia sama zaczęła się nakręcać. Po chwili się jednak zrehablitowała.
- Nie myśl o tym za dużo, bo się szybko wypalisz zawodowo. - chwilę milczeli. Przejeżdżali obok starych garażów fabryk i jakiegoś przedsiębiorstwa komunikacyjnego.
- No dobra, a co ze sprawą?
- Jest dość poważny problem. Sama zgłaszająca raczej się nie przyzna do choroby, a szpital z tajemnicy lekarskiej może zwolnić jedynie sąd. Zresztą nawet taka prawda nie oznacza, że do włamania nie mogłoby dojść.
- No właśnie - przyznał jej rację - chociaż to było nieco dziwne. Ona była bardziej podekscytowana niż przestraszona.
- Dobra teraz zgłoszę przerwę, a potem coś postanowimy. - rzekła chwytając radio - 04 do 00
- 00 zgłaszam się.
- 00 po pierwsze powiadom opiekę społeczną, przy Andersa 1 jest potrzebny ktoś od nich. Po drugie czy uprzednio kilkakrotnie Genowefa Malisch zgłaszała poważne przestępstwa?
- Moment...Tak, ale zawsze kończyło się umorzeniem, teraz widzę też, że była na przymusowym leczeniu za składanie fałszywych oskarżeń. Wcześniej nie miałem jak sprawdzić, taki młyn był.
- Spoko, niestety ten włam mógł być urojony, kobieta jest mitomanką, ale na razie wpisz nas na przerwę.
- Przyjąłem, bez odbioru.

***

Policjanci wrócili na bazę i od razu poszli na stołówkę. Wzięli ziemniaki z jakimś koteletem i przysiadli się do Oli i Mikołaja, którzy akurat jedli to samo.
- Jak tam dzionek? - zapytał Mikołaj wycierając brudne od sosu usta. Ola cichutko zachichotała.
- Mamy sprawę zgłoszoną przez mitomankę, daj spokój - odparła Emilia.
- Ouu to może być ciężko, chyba na szczęście ja nigdy nie prowadziłem takiego śledztwa - odparł Białach i kiwnął głową.
- Bez przesady, policjant powinien sobie ze wszystkim radzić - zauważyła Ola.
- A czy ja mówię, ze sobie nie poradzę? To po prostu będzie skomplikowane - odpowiedziała Emilia. Czemu ta Wysocka zawsze musiała rzucać w jej kierunku jakieś swoje złośliwości? Chciała zapytać gdzie interweniowali koledzy z piątki, ale podszedł do nich dyżurny.
- Słuchajcie, sorry, że wam przerywam, ale dzwoniła kobieta z Andersa 1, pilnie prosi, abyście do niej pojechali. - poinformował Emilię i Stefka.
- To cześć - rzuciła sierżant i razem ze Stefanem wstali.
- Czołem! - odpowiedział Mikołaj.

***

Przez całą drogę zastanawiali się o co może chodzić. Po dotarciu od razu pozli do pokoju - przy meblach stała wysoka blondyna o jasnej karnacji w białym swetrze i kremowych dżinsach, a właścicielka leżała.
- Po co tu ta policja, nie wierzysz mi? - spytała młodsza z obecnych.
- To trzeba wyjaśnić.
- Sierżant Drawska, posterunkowy Brzózka, KMP we Wrocławiu, ale o co chodzi? To jest pani bratanica?
- Maja Mrez, tak.
- Poproszę pani dowód - oznajmił Stefan, kobieta natychmiast podała mu dokument. Po sprawdzeniu okazało się, że jest czysta.
- Co pani robiła dziś, przed południem?
- Byłam z moim chłopakiem, Adamem Paladem.
- Proszę państwa, ona mi dzisiaj ponad dwa tysiące na leki dała, skąd ty miałaś te pieniądze? - zapytała z bólem pani Aldona. Widać było, że boi się odpowiedzi, czuła się źle podejrzewając bratanicę. Emilia i Stefan posłali sobie szybkie spojrzenia.
- To od Adama, powiedziałam mu o naszej sytuacji!- przekonywała ze łzami w oczach Maja.
- I może to potwierdzić? - spytała Emilka.
- Teraz jest w samolocie, leci, ma jakieś interesy w Stanach, 10 minut temu wyleciał.
- Funkcjonariusze nie wiedzieli co o tym wszystkim myśleć. Stefan wpadł na pewien pomysł, zacząć szeptać partnerce na ucho.
- Słuchaj, weźmy młodą do tego sklepu pani Genowefy, zobaczymy jak zareagują.
- Ok - odpowiedziała Emilia - Proszę położyć ręce na ścianie i stanąć prosto - poleciła dziewczynie. Maja Mrez wykonała polecenie, chyba się bała.
- Są jakieś ostre, niebezpieczne narzędzia? - spytała Drawska
- Nie.
- Młody, zabezpieczaj mnie.

***

Podczas przeszukania nie znaleziono żadnych podejrzanych rzeczy, podejrzewaną zawieziono więc na miejsce popełnienia rzekomego przestępstwa. Przez całą drogę Emilia i Stefan zastanawiali się kto tak naprawdę mówi prawdę. Dojechali - pani Genowefa stała za ladą.
- Ty, to ja ci pracę dałam, a ty takie rzeczy!
- Nic nie zrobiłam, o co ci chodzi kobieto, wycofaj to! - wrzeszczała Maja.
- Spokój! - zakrzyknęła Emilia - Czy utrzymuje pani, że ta osoba okradła pani sklep? - spytała właścicielki.
- Oczywiście, a ciotka taka dobra i biedna kobieta, jak ci nie wstyd, pracę ci dałam!
Wtem wszedł łysy i barczysty mężczyzna z teczką.
- Dzień dobry, przepraszam, że takie opóźnienie i bez uprzedzenia, ale padły nas serwery, nie mieliśmy danych klientów. Ja oczywiście z hurtowni, przywiozłem figurki i medaliki, ale jak coś mogę przyjść jutro?
- To dzisiaj nie było tu dostawy? - spytała niepewnie Emilia. Wszystko zaczynało się składać.
- Nie... - odparł facet. Starsza pani pobiegła na zaplecze, wzięła nóż i zaczęła nim machać przed swoją klatką piersiową i brzuchem. Przez łzy mówiła, że naprawdę nie chciała, że samej już jej się mieszają wymysły z rzeczywistością. Była bardzo roztrzęsiona.
- Spokojnie - głos Stefana przybrał pewności siebie i spokoju, Emilia była pod wrażeniem - Nikt nie ma do pani pretensji, proszę odłożyć nóż.
Posłuchała. Na szczęście. Natychmiast do niej podeszli, złapali ją, odepchnęli niebezpieczne narzędzie. Polecili Mai Mrez się oddalić, sami wezwali pogotowie psychiatryczne, które szybko zareagowało. Tak zakończył się ten dzień służby.

***

W następnej części:
Masowe wyłudzenia na terenie Wrocławia: Czy wspólne działania aspiranta Mikołaja Białacha, posterunkowej Aleksandry Wysockiej, sierżant sztabowej Moniki Kownackiej i starszego posterunkowego Krzysztofa Zapały doprowadzą do ujęcia sprawcy?
Aspirant Mikołaj Białach i posterunkowa Aleksandra Wysocka zajmą się ponadto byłym więźniem dręczonym przez sąsiadów po opuszczeniu zakładu karnego.

niedziela, 24 maja 2015

Za ewentualne błędy przepraszam - nie miałem siły jakoś tego jeszcze raz przeczytać. Z dedykacją dla Anastazji Nadii
Poranną odprawę jak zwykle przeprowadzał siedzący u szczytu stołu inspektor Wysocki. Komendant wyglądał na nieco zmęczonego, jednak starał się trzymać fason. Po jego lewej stronie siedzieli Ola i Mikołaj, a naprzeciwko nich Emilia, Jacek i młody blondyn z lekkim zarostem i odrobinę kanciastą twarzą. Pagon był czysty - czyli posterunkowy. Co jakiś czas zatrzymywały się na nim zaciekawione spojrzenia innych, które po chwili ponownie wracały do komendanta omawiającego właśnie reformy jakie planuje przeprowadzić komenda główna, a wśród których było między innymi zwiększenie minimalnej liczby dyżurnych czy wprowadzenie większej ilości programów współpracy między policją, a strażą miejską (opcjonalnie gminną). Jeśli chodzi o liczbę osób na posterunku każda zmiana jest na lepsze - patrolowcy zbyt często musieli zjeżdżać na bazę by kogoś przesłuchać czy przyjąć zgłoszenie. Jednak zwiększenie współdziałania ze strażnikami miejskimi - obecnym średnio się to uśmiechało, już teraz zdarzało się, że wzywano ich do bójek i pobić, a na miejscu byli bezradni przedstawiciele straży miejskiej - niektórzy z nich zamiast zwiększać masę powinni zainwestować w formę. Nikt nie miał jednak czasu by zbyt długo to roztrząsać - kolejnym punktem do którego przeszedł inspektor Wysocki były osoby poszukiwane i samochody, które bezwzględnie należy poddać kontroli. Po wymieniu wszystkich osób i pojazdów "specjalnej troski" dowódca przeszedł do rewirów:
- Białach i Wysocka dziś biorą rejon trzeci, zwróccie szczególną uwagę na okolice tamtejszego gimnazjum. Otrzymujemy coraz więcej sygnałów, że kręci się tam diller narkotykowy. Z kolei Drawska z naszym nowym kolegą, posterunkowym Stefanem Brzózka, tuż po szkole policyjnej - mówiąc to wskazał na "świeżaka", który na chwilę wstał- będzie pilnowała porządku na Krzykach. Pokażcie mu wszystko, zapoznajcie z realiami służby i świeccie przykładem, pani sierżant!
- Oczywiście, panie komendancie - Emilia posłała swojemu nowemu partnerowi ciepłe spojrzenie, chciała mu dodać otuchy. Sprawiał wrażenie jakby chciał jak najprędzej stąd prysnąć, była ciekawa jak poradzi sobie na interwencjach.
- Do pracy! - zawołał dziarsko Wysocki, a jego ludzie się rozeszli.
***
Emilia i Stefan ruszyli w teren - "nowy" tak naprawdę bardzo pobieżnie wszystkich poznał, bo zarówno im jak i piątce śpieszyło się na patrol. W ich rejonie tego dnia kręciło się mało osób, mijali więc kioski z odpadającą farbą i bohomazy na elewacjach starych kamiennic, gdzieniegdzie z przerwą na sklep - nawet jakichkolwiek punktów usługowych było tu niewiele, a podwórka przeważnie chowały się za blokami.
- Jak ci się u nas podoba? - spytała Emilia
- Partnerka całkiem, całkiem - odparł jakby od niechcenia. A wydawał się taki cichy!
- Młody, nie przeginaj - odparła. Co to w ogóle miało być? Przy przełożonych jak trusia, a teraz tani cwaniaczek od siedmiu boleści. Nie punktował w jej oczach.
- Dobra, przepraszam. A tak na serio cieszę się, że mogę zaczynać we Wrocku - niektórych kolegów po szkole wysłali na jakieś zadupia, żeby przepędzali krowy z dróg. Bezsens.
- Sama kiedyś, wiesz na wiejskim posterunku te krowy twoje przeganiałam. - odparła z uśmiechem.
- Serio? - zapytał z nutą wahania - Komendant mówił, że byłaś w Stanach.
- No potem tak się złożyło, że trafiłam na roczne szkolenie za ocean, ale wcześniej wsi spokojna, wsi wesoła.
- No, no. A za ten ocean to za co?
- Jedno takie odznaczenie, wiesz dostałam, ale lepiej czujnie patrz na drogę, a nie na mnie. Mnie nie musisz pilnować, ja się sama upilnuję!
***
W innej części miasta okolice jednego z Wrocławskich gimnazjów patrolowali aspirant Mikołaj Białach i posterunkowa Aleksandra Wysocka. Pomarańczowa szkoła była nieco z tyłu - przerywała rząd szarych, brzydkich budynków, które zdawały się chcieć odstraszyć chcących do nich wejść. Wokół placówki nie działo się nic co wymagałoby podjęcia interwencji - brak wagarowiczów, agresywnej młodzieży, słowem spokój. Naprzeciwko było kilka barów z kebabami, którym zmęczeni nauką nastolatkowie nie dawali zbankrutować. Funkcjonariusze nie tracąc czujności zaczęli rozmawiać:
- Nie wiedziałam, że taki z ciebie romantyk.
- Co? Przecież mówiłem, że to Ania miesza pudełka z filmami.
- Jasne, każdy facet przyłapany na oglądaniu komedii romantycznych tak mówi. odpowiedziała z szerokim uśmiechem.
- Trata tata, dobra młoda jedziemy gdzieś dalej.
-Ale komendant...
- Młoda, zawrócimy tu - mamy cały rewir patrolować. Poza tym nie chce, żeby ktoś nagrał jak kręcimy się w kółko jak nie powiem kto w miejscu gdzie się nic nie dzieje - odparł lekko spięty.
- No dobra, ty prowadzisz.
- No i tak zostanie - odparł i przecięli ulice wzdłuż podobnych do siebie budynków. Mijając spory lumpeks i stary kiosk skręcili i zjechali w okolice sporego, wyłożonego kamieniami placu. Przejechali kawałek milcząc - nagle usłyszeli tłuczone szkło i huk. Podjechali pod jedno z okien na parterze, a już po chwili nie mieli wątpliwości, że to stąd dobiegają niepokojące odgłosy. Kucnęli z lewej strony próbując zobaczyć sytuację, jednak widzieli tylko małą kuchnię - "gorąco" musiało być gdzieś w pomieszczeniu obok.
- Dawaj wchodzimy - Ola kiwnęła łagodnie głową zarzucając grzywkę.
- Poczekaj, spróbuję wezwać wsparcie - Mikołaj nacisnął przycisk nadawania w radiostacji i zaczął wołać dyżurnego:
- 00 do 05.
- 00 zgłaszam się.
- 00 jestem na Zamkowej 1, w mieszkaniu na parterze jest ostro, przez okno widzę tylko kuchnię więc nie wiem co dokładnie się dzieje. Jak szybko może dotrzeć wsparcie?
- Najprędzej w może 5 minut na gwizdkach, patrol czwarty wyślę. Rozumiem, że wkraczasz?
- Może być zagrożenie życia, wkraczam! - odparł słysząc krzyk bólu. Zaczęli z Olą biec, w tym samym czasie odezwał się jeszcze dyżurny:
- 05 uważajcie, rodzina ma niebieską kartę, a mąż i kat żółte papiery!
Na klatce bez trudu odnaleźli mieszkanie - na parterze było tylko jedno, na szczęście  otwarte. Wbiegli do średniej wielkości pokoju - mały telewizor, nieco starodawne, pełne kiczowatych zdobień, ustawione pod ścianami meble, a na kredensach  filiżanki i tandetne laleczki - wszystko wyglądało nieco jakby mieszkanie urządziła podstarzała kleptomanka. Jedna z oszklonych szafek po lewej stronie leżała przewrócona, a przy wąskiej, stojącej obok ławie znajdowały się odłamki szkła pochodzącego ze zbitych naczyń. W prawym rogu pomieszczenia, nad skuloną kobietą w bladoczerwonym dresie stał dobrze zbudowany mężczyzna w skórzanej kurtce i dżinsach, kawałek dalej inny - podobnie ubrany. Ten drugi na widok funkcjonariuszy wrzasnął psiarnia, natomiast pierwszy zaczął dusić kobietę - sytuacja nie była łatwa.
- Zostaw ją! - krzyknęła Ola.
- Zostaw ją,kurwa! - wrzasnął Mikołaj. Ofiara zaczynała sinieć, ucisk musiał być mocny. Sytuacja nie należała do łatwych - przy jakiejkolwiek próbie obezwładnienia agresora pokrzywdzona poleciałaby na ścianę. Mikołaj postanowił zaryzykować - nagle jakby się wyrwał, odepchnął pierwszego z obecnych, a "dusiciela" złapał łokciem za szyję. Akcja była błyskawiczna, nieco zaskoczył nawet swoją partnerkę. Teraz to on lekko podduszał niedawnego napastnika, jednak musiał też złapać faceta za ramię - ten się szamotał, jednak doświadczonemu aspirantowi szybko udało się zakuć go w kajdanki. W tym samym czasie drugi z obecnych rzucił się do ucieczki. Wysocka zagrodziła mu drogę, zaczęli się szamotać. Ostatecznie Ola unieruchomiła mu ręce i stanęła tak, by nie mógł jej zaatakować kopnięciem - był o wiele cięższy od policjantki. Po chwili w powaleniu człowieka na ziemię pomógł jej Mikołaj. Dowódca zaczął zgłaszać opanowanie sytuacji, z kolei Ola pochyliła się nad poszkodowaną - widziała spory siniec na twarzy maltretowanej kobiety.
- Dzień dobry posterunkowa Wysocka, coś panią boli? - spytała, nie uzyskując odpowiedzi.
- Halo! - krzyknęła, jednak efekt był identyczny jak chwilę temu. Sprawdziła oddech, na szczęście na razie nie doszło do zatrzymania krążenia, ale nastąpiła utrata przytomności. Natychmiast zgłosiła to Mikołajowi, który rozmawiał z dyżurnym i bezzwłocznie przekazał Jackowi, że potrzebują karetki.
***
W czasie poprzedzającym interwencję podjętą przez patrol piąty Emilia i Stefan nadal pilnowali porządku, którego póki co nic nie zakłócało.
- A w tych bramach często zimą zgarniamy bezdomnych i zwozimy na noclegownię. Wiesz, ludzie dzwonią najczęściej ze skargą, że śmierdzą, a my musimy ich odstawiać do  w naszej exclusive limuzynie - Drawska zaznajamiała młodego z terenem, gdy odezwał się głos oficera dyżurnego:
- 04 zgłoś do 00
- 04 zgłaszam się - odebrała Emilia.
- 04, na błyskach z zachowaniem szczególnej ostrożności, na Zamkową 1 przez 1, jakaś niebezpieczna sytuacja. Mam szczątkowe informacje, ale jest tam już piątka, wy jedziecie jako wpsarcie.
- Przyjęłam, Zamkowa 1, udaje się bez odbioru.
Natychmiast ruszyli włączając "koguta." Widać było, że Stefan denerwował się pierwszą interwencją. Droga zajęła im około ośmiu minut - remonty nawierzchni, jeden idiota wybiegający na jezdnię, przez którego musieli ostro hamować i skrzyżowanie znacznie spowolniły czas dojazdu. Po przybyciu widzieli przy radiowozie skutych i trzymanych przez kolegów z Komendy zatrzymanych.
- Hej, zniszczenia mienia, naruszenie nietykalności cielesnej, ten jeszcze pobiegać chciał - Mikołaj wskazał na jednego ze sprawców - a ten złamał postanowienie sądu o zakazie zbliżania się do pani Mai Berger. Weźcie sobie jednego i dowieźcie do firmy.
***
Podczas krótkiej interwencji w zasadzie nic nadzwyczjanego się już nie zdarzyło. Wracając z aresztu Stefan postanowił o coś spytać:
- O co chodziło z tym, że jeden z tych kolesi chciał pobiegać?
- No wiesz, nawiać próbował, oddalić się - wyjaśniła Emilia - Ale Mikołaj nie takim dawał radę - odparła uśmiechając się.
- Dobrze go znasz?
- Kilka tygodni razem jezdziliśmy, to świetny glina.
***
Patrol czwarty wrócił do patrolowania ulic Wrocławia - prawie natychmiast po dojechaniu na teren, który dziś im przydzielono musieli wystawić mandat pieszemu, któremu śpieszyło się za bardzo - nie dość, że przechodził na czerwonym to jeszcze tuż obok przejścia - spryciarz, pomyślała Emilia. Był już  w połowie jezdni, gdy zza zakrętu wyjechał radiowóz i policjanci go zauważyli. Natychmiast włączyli syrenę i zaparkowali na chodniku - do łamiącego przepis obywatela podszedł Stefan, Emilia go zabezpieczała.
- Dzień Dobry, posterunkowy Stefan Brzózka KMP we Wrocławiu. Proszę o dowód osobisty - w tym samym czasie Emilia zgłosiła ukaranie winnego wykroczenia na dyspozytornię.Mężczyzna miał na sobie białe dżinsy i zielony T-shirt, a na uszach słuchawki. Niechętnie i powoli wyjął z tylnej kieszeni dowód osobisty.
- Lubicie czepiać się o byle główno, co? Nawet nic nie jedzie.
- Proszę o spokój - odparł Stefan i odszedł na chwilę by sprawdzić legitymowanego. Sierżant Drawska go zabezpieczała, cały czas patrząc na kontrolowanego chłopaka. Okazało się, że nie był karany, ale aktualnie prowadzono przeciw niemu postępowanie w sprawie rozpowszechniania pirackiego oprogramowania.
- Z dniem dzisiejszym nakładam na pana mandat karny w wysokości 150 złotych.
- Za co taki wielki? Nikt nie jechał - obruszył się karany.
- Za przejście na czerwonym świetle proszę pana. - Emilia widziała błąd Stefana, jednak postanowiła nie reagować. Chciała zobaczyć czy on sam się poprawi.
- Ej, ej z innego sobie debila rób, przechodziłem obok przejścia!
- Po pierwsze nie przypominam sobie żebyśmy przechodzili na ty, po drugie niech pan nie będzie śmieszny! - odpowiedział Stefan, wyraźnie zaczynał się denerwować. Nie najlepiej - pomyślała dowódca patrolu, jeszcze dużo musi się nauczyć.
- Młody, idź do radiowozu i wystaw 50 - złotowy mandat za przechodzenie przez jezdnię w miejscu niedozwolonym.
- Ale przecież czerwony... - zaczął, jednak Emilka mu przerwała.
- Nie dyskutuj, a pana pouczam o prawie do odmowy przyjęcia mandatu, wówczas sprawa trafi do sądu grodzkiego.
- Przyjmuję!
Wreszcie posłuchał, nieco zniechęcony wsiadł do radiowozu i zacząć wypełniać kwit. Po chwili wyszedł i przekazał pieszemu mandat, a także zwrócił dokument toższamości.
- Proszę bardziej uważać, może nie ma tu zbyt wielu kierowców, ale często nie wiedzą kiedy zdjąć nogę z gazu - dodała Emilia
 Po powrocie do pojazdu młody dostał ochrzan.
- Młody, nie denerwuj się tak, w tej robocie jak w seksie - czasem im bardziej się przejmujesz tym gorzej wychodzi.
- I co taki cwaniaczek ma myśleć, że jest bezkarny?
- Przypominam ci, że dostał karę grzywny w wysokości 50 zł.
- Tak, bo szedł obok zebry.
- Młody, nic ci na to nie poradzę, takie przepisy. Co ty od dzisiaj mieszkasz w Polsce? - zaczynał ją irytować. Podobało jej się jego zaangażowanie w służbę, ale...w zasadzie pierwszy raz jechała z takim kompletnym żółtkiem. Ruszyli kawałek mijając zajętych własnymi sprawami ludzi. Oficer dyżurny nie dał im jednak ujechać daleko:
- 04 do 00
- 04 zgłaszam się
- 04 jedźcie na Babią 17, napad z bronią na sklep z religijnymi złotymi łańcuszkami, zegarkami i innymi takimi. Na błyskach z zachowaniem szczególnej ostrożności.
***
Tymczasem patrol piąty przebijał się przez zatłoczone miasto zmierzając do szpitala. Stan zdrowia poszkodowanej z ulicy Zamkowej poprawił się, mogła złożyć zeznania. Jej mieszkanie oczywiście już dawno zabezpieczyli policyjni technicy i cały czas ktoś go pilnował.
- Wieczorkiem będzie co robić na meczu.
- Swoją drogą wy faceci to wrogość sobie latami okazujecie bez znudzenia, a uczucia kobiecie maksymalnie miesiąc, parę miesięcy, rok?
- Do czego ty na Boga teraz uderzasz? Ja jestem na wszystkich ważnych meczach  i nikogo nie okładam.
- Ty wszystkie ważne mecze zabezpieczasz.
- No właśnie, a w przerwach między rozgramianiem kiboli cieszę się z bramek. Myślisz, że po co zostałem gliną?
- Żeby mieć mecze za free? - zapytała Ola śmiejąc się.
- No a co myślałaś? - spytał Mikołaj, jakby to było tak oczywiste jak zły nastrój Kobielaka.
***
Weszli do sali, znajdowało się tam tylko jedno łóżko. Poszkodowana z rannej interwencji siedziała podtrzymując się na poduszkach. Była blada, jednak poza tym wyglądała już chyba nieco lepiej, choć nadal dość marnie.
- Jak się pani czuje? - zapytała delikatnie Ola. Niestety musieli narazić tą pacjentkę na dodatkowy stres płynący z przesłuchania.
- Dobrze, mogę z wami porozmawiać.
- Jakby coś było nie tak możemy przełożyć przesłuchanie- poinformował łagodnie Mikołaj.
- Nie, nie, chcę to już mieć za sobą.
- Dobrze. Gdyby cokolwiek się działo, chciała pani przerwać lub gorzej się poczuła proszę tylko dać znać. - poinstruował Mikołaj, Ola natomiast była już uzbrojona w długopis i notes służbowy.
- Wie pani kim byli sprawcy? - zaczął dowódca ekipy 05.
- To był mój były konkubent. Poznałam go dwa lata temu, na początku, no jak to na początku było cudownie. Jakiś rok temu po pijanemu mnie popchnął na ścianę i zaczął kopać. Uciekłam wtedy z dzieckiem do rodziców, dziś też tam było jak oni przyszli. Dał kwiaty przeprosił, przez miesiąc było znów jak wcześniej, zapomniałam o tym, ale potem znów zaczął mnie pchać, szarpać, bić. Po jakimś czasie miałam dość...chciałam to zgłosić, ale jakoś, odkładałam to... - nie przerywali jej, wiedzieli, że ofiarom przemocy należy po prostu dać się wygadać gdy już coś mówią.
- W końcu popchnął Martysię, tak, że na chwilę zemdlała. Ona ma dopiero 7 latek, ja...wtedy od razu to zgłosiłam, miałam założoną niebieską kartę.Trwało postępowanie. Mu się kończyły zawiasy od wyroku, miałam spokój... Niedawno...skończyło się postępowanie, minęły mu też chyba zawiasy z wyroku...Obok mnie mieszka jego kolega, dziś poszli do mieszkania tego kolegi, znaczy mojego sąsiada i potem razem do mnie. Popili i znów się awanturował, wyzywał mnie początkowo od dziwek, rozwalił meble, krzyczał, w zasadzie tylko mnie spoliczkował, to wasze przybycie go rozwścieczyło - nie mówiła tego jednak z wyrzutem czy pretensją.
- Nie wiadomo jak sytuacja by się rozwinęła, prawdopodobnie ta agresja by znalazła gdzieś ujście - poinstruował Białach - Konkubent się nazywa Marek Janas, a jego kolega Michał Karecki?
- Tak, tzn kolega to nawet nie wiem, mimo, że sąsiad.
- Co dokładnie mówili?
- Oboje wyzywali mnie od skażonych dziwek i, no używali słów na k
- Spokojnie, mieszkanie zostało zabezpieczone. Powiadomiła pani już kogoś z rodziny?
- Mamę, tata ma teraz delegację we Wrocławiu, a nie chcę, żeby moja córka mnie tak szybko widziała, u dziadków jest. Chcę trochę się uspokoić, dojść do siebie, po co ma się martwić.
- No tak - zgodził się Mikołaj - jak pani wydobrzeje to ktoś z komendy panią zawiezie do mieszkania, jest już zabezpieczone. Zdrowia zyczę i gdyby w jakikolwiek sposób była pani starszona czy grożonyby pani, choćby telefonicznie proszę natychmiast to zgłosić.
***
Załoga czwarta właśnie dojechała na miejsce zgłoszenia. Czekała tam już na nich starsza, siwa i chjuda kobieta w eleganckim, białym sweterku i dżinsach tej samej barwy. Na stojakach były kartki okolicznościowe, w oszklonej ladzie złote łańcuszki i kilka obrączek, z tyłu na półkach figurki aniołków i świętych, krzyże. Sklep był duży, ale ilość rzeczy i stojaków przytłaczała i zmniejszała optycznie wnętrze.
- Dzień dobry, sierżant Emilia Drawska, posterunkowy Stefan Brzózka, KMp we Wrocławiu.
- Dzień Dobry, Genowefa Malisch, proszę, proszę - właścicielka gestem zaprosiła ich do zaplecza, poszli za nią. Starsza pani usiadła w purpurowym fotelu, policjanci zaczęli rozpytanie:
- Co się stało? - spytała Emilia - Stefan notuj.
- No odebrałam nową dostawę właśnie to wszystko inwentaryzowałam, sprawdzałam tutaj w pokoiku, a tu jak burza wpada Maja. Ja już po niej, taka jak nie ona była widziałam, że coś swięci, ale w życiu bym nie pomyślała...
- Czyli zna pani sprawcę?
- No przecież ja jej tu serce i pracę dałam miesiąc temu niecały i tak mi się odwdzięcza, a z jej ciotką, co to ją chowa, bo jej rodzice nie żyją przyjaciółki jesteśmy.
- I co było dalej?
- Ja z przerażeniem, a ona w moją stronę wyjęła broń, krótką czarną, pistolet i bierze karton ze świętymi złotymi medalikami, pozłacanymi figurkami. No ja potem w krzyk i sparaliżowana nie wiedziałam co robić, w biały dzień i to taka dobra dziewczyna się wydawała, ona kiedyś kwiatki na procesji rzucała!
- Mówiła coś?
- Krzyczała, żebym siedziała cicho, myślam, że zawału dostanę!
- Jak wygląda i jak się nazywa dziewczyna?
- No, takie blond włosy ma, no ubiera się teraz tak jak te dziewczyny nowoczesne, normalnie, ale zawsze to grzecznie, cicho, a tu...Maja Mrez się nazywa.
- A mówiła coś przedtem, że ma jakiekolwiek problemy, może o pożyczkę prosiła?
- Problemy? Pani, problemy to jej ciotka ma chora jest na nogę, nic nie robi, w mieszkaniu smród, bród i to jeszcze taka bratanica z piekła rodem, mieszkają razem.
- A można adres tej ciotki?
- Andersa 1, takie dziewuczysko z taką kobieciną biedną!
- Dobrze, dobrze spokojnie, zajmiemy się sprawą. Opisze pani jeszcze te medaliki?
- A ja tu mam takie same, zawsze podobne zamawiam zawsze, tylko figurek nie mam. - powiedziała i podprowadziła ich do części głównej, gdzie pokazała medaliki.
- Takie same były? - upewniła się Emilia
- Identyczne!
- Dobrze zajmiemy się sprawą, pojedziemy do tej ciotki, proszę się uspokoić - poinstruowała Emilia. Wychodząc zgłosiła na radio, że sprawczyni ma prawdopodobnie broń - jak się okazało nielegalnie posiadaną.
Ciąg dalszy nastąpi...

niedziela, 10 maja 2015

Z dedykacją dla Julii Zapory i Marysi Przybyszewskiej - moich pierwszych komentatorek i czytelniczek, które często wirtualnym kopniakiem w tyłek pobudzały mnie do pracy!

Sierżant sztabowy Monika Kownacka i starszy posterunkowy Krzysztof Zapała patrolowali ulice Wrocławia. Rewir, który został im przydzielony świetnie maskował swą prawdziwą naturę - zamieszkiwana głównie przez starszych ludzi dzielnica ładnych wieżowców, porządnych trawników i małych placów zabaw sprawiała wrażenie spokojnej. Policjanci wiedzieli jednak, że często dochodzi tu do napadów, oszustw "na wnuczka", a okoliczne markety były "miejscem pracy" wielu złodziei. Tego dnia nie było jeszcze żadnych zgłoszeń, co martwiło dowódcę załogi. Monika Kownacka z niepokojem patrzyła na swojego partnera - Krzysztof martwym wzrokiem spoglądał w okno, od początku służby odpowiadał jedynie półsłówkami...Uważała, że dziś praca skutecznie odciągnęłaby od jego głowy czarne scenariusze związane z dzisiejszą akcją odbicia Tośka. Chciała mu coś powiedzieć, ale nie potrafiła wymyśleć niczego co nie brzmiałoby jak banał, a jej celem było pomóc koledze, a nie go rozwścieczyć...Nieco dziwną ciszę przerwał głos oficera dyżurnego, Marka Dorosza:
- 06 do 00
- 06 zgłaszam się - odebrała Monika
- Market na Cukrzanej, kradzież.
- A nie wiesz czy ujęli sprawcę?
- Został zatrzymany przez ochronę, powodzenia, bez odbioru.
Policjanci natychmiast ruszyli na miejsce mijając babcie, które radosne rozpieszczały swoje wnuki, przemykających tu i ówdzie ludzi w garniturach, nastolatki na rolkach - do marketu podjechali od strony szerokiej hali targowej. Na szczęście przed sklepem zwolniło się właśnie jedno z miejsc parkingowych, co natychmiast wykorzystała Monika. Wysiedli i weszli do obiektu - wśród szerokich regałów buszowała masa ludzi przez których trzeba było się przecisnąć. W końcu znaleźli ochroniarza w dżinsach. Spod jasnej koszuli z krótkim rękawem i naszywką z logo firmy ochroniarskiej niemal wylewał się spory brzuszek, znad sumiastego wąsa spoglądały małe, czarne oczy.
- Dzień dobry, sierżant sztabowy Monika Kownacka, starszy posterunkowy Krzysztof Zapała, KMP.
- Dzień Dobry, Wiktor Derluslej, szef ochrony, złodziejstwo cholerne, na stryczek z takimi i niech wiszą! - pracownik wyraźnie się zdenerwował, jego twarz zaczęła się czerwienić.
- Spkojnie. Co próbował ukraść? - Monika rozpoczęła rozpytanie.
- Kilka tabletów dobrej firmy, no około 8 tysięcy one warte, spisałem wam ich numery, Jędruś akurat płytkę z nagraniem zgrywa to i papier przyniesie. Z tymi numerami znaczy.
- Jędruś? - zapytał Krzysiek.
- No kolega mój, ochroniarz młodszy - wyjaśnił zapytany.
- A gdzie umieściliście sprawcę? - Monika spokojnie kontynuowała rozmowę.
- W starym magazynie.
Ochroniarz otworzył mały pokój i przepuścił policjantów. Obdrapane ściany i klika krzeseł, a na podłodze siedział młody, bardzo wychudzony mężczyzna, z którego wręcz zwieszała się szara koszulka. Był krótko ostrzyżony i miał luźne spodnie od dresu. Spoglądał na przybyłych, a z jego oczu patrzyła niechęc i bunt - Monika była pewna, że będzie się stawiał i cwaniakował.
- Dzień Dobry, sierżant sztabowy Monika Kownacka, starszy posterunkowy Krzysztof Zapała, KMP. Jak się pan nazywa? - zapytał Krzysztof.
- Na chuj ci wiedzieć, i tak się nie zakumplujemy.
- No z nami nie, ale jeśli nadal będzie pan przyjmował taką postawę ma szansę na całkiem niezłe poznanie strażników więziennych - Monika próbowała ostudzić emocje, nieco uspokoić młodego. Nie liczyła na powodzenie swoich działań, po prostu chciała dać mu szansę.
- Zamknij się suko! - ryknął domniemany sprawca. Tego było za wiele, Krzysztof podszedł do podejrzewanego i szarpnięciem go postawił, po chwili zrobił szybki unik przed ciosem "z główki." Błyskawicznie wyjął gaz łzawiący i osłaniany przez Monikę, która wyjęła broń skierował dyszę na twarz agresora. Pod zatrzymanym ugięły się nogi, zaczął jęczeć:
- Łeb mi przez ciebie pęka, zniszczę cię kundlu. - wciąż łzawił, a starszy posterunkowy mocno trzymał go za ramię.
- Jesteś twardy, wytrzymasz. - odparł niewzruszony Krzysiek. Po chwili młody ochroniarz doniósł nagranię i listę skradzionego sprzętu, a następnie się ulotnił.
- Dlaczego to ukradłeś? - drążyła temat Monika. Przyłapany tylko pokazał jej język, cały czas trzymał się za głowę.
- Dobra to nie ma sensu - Krzysztof skuł przestępcę z przodu i uważnie go przeszukał, Monika cały czas ubezpieczała partnera trzymając broń służbową w gotowości. Przy zatrzymanym znaleziono kilka foliowych woreczków, jednak nadal nie chciał nic wyjaśniać.
- Dobra, bierzemy pana do szpitala - zakomunikował Krzysiek.
- Do szpitala? Takiego to do piwnicy jakieś bez wody zamknąć! - do rozmowy włączył się ochroniarz.
- Proszę pana, takie są procedury, twierdzi, że w wyniku użycia środków przymusu bezpośredniego pogorszył się jego stan - wyjaśnił Krzysiek
- Spokojnie, jeśli się okaże, że ta główka to tylko "więzienna wymówka" jeszcze dziś trafi do aresztu - dodała Monika. Krzysztof osłaniany przez przełożoną zdjął facetowi kajdanki, po to tylko by założyć je z tyłu - wcześniej były z przodu by ułatwić przeszukanie.

***

W trakcie badań wykonanych w szpitalu okazało się, że sprawca sklepowej kradzieży symulował. Wobec takiego rozpoznania został przewieziony na komendę i odprowadzony do aresztu, gdzie jak zwykle nad wszystkim czuwał młodszy aspirant Adam Kobielak. Monika przekazała mu papiery, które szybko przestudiował.
- No proszę, zapomniałeś Jaruś jak się nazywasz? - zapytał z uśmiechem w którym czaiła się nutka perfidii.
- Zamknij się klawiszu!
- Ach, te nasze czułości - odparł sakrastycznie strażnik.
- Znasz go? - zapytał Krzysiek.
- Jasne, to mój stały gość, Jarek Malikowski, zaraz wpiszę danę i się nim "odpowiednio zaopiekuję" - odpowiedział akcentująć ostatnie słowa.
- To my nie będziemy wam przeszkadzać, klientem mogą się interesować jeszcze ci z antynarkotygowego - Monika i Krzysiek wyszli śmiejąc się po cichu.

***

Funkcjonariusze zgłosili przerwę i poszli do bufetu. Miły uśmiech pani Zosi sprawił, że Krzysiek na chwilę zapomniał o swoich problemach...
- Co podać kochaneczki? - zapytała z dobrotliwą miną bufetowa.
- Ja poproszę tej pysznej zupy rybnej - wybrała Monika.
- To ja też - dodał zasmucony Krzysztof. Usiedli, a pani Zosia zniknęła by trochę porządzić w kuchni. Monika zaczęła pałaszować, aż jej się uszy trzęsły, jednak jej młodszy kolega niemrawo machał łyżką w misce.
- Zjedz coś, dobrze ci zrobi - zachęciła, jednak on tylko pokręcił głową. Po kilku chwilach podeszła do nich pani Zosia, która oparła się na stoliku obok.
- Nic nie jesz Krzysiu, nie smakuje ci? - spytała, w końcu starszy posterunkowy Zapała znany był ze swego wilczego apetytu.
- Nie, tylko...
- No to dobrze, bo gdyby ci nie smakowało, to potem tydzień byście chyba tylko cebulową jedli - odparła i klasnęła w dłonie. - Martwisz się o syna? Ale podobno już mają go odbijać?
- Dzisiaj - odparł. Nie zdziwił się, że pani Zosia wiedziała o Tośku. W tej jednostce komendant czy policjanci operacyjni nie musieli wiedzieć o wszystkim, ale sposobu na ukrycie czegokolwiek przed miłą panią Zosią jeszcze nie znaleziono!

***

Tymczasem oficer dyżurny właśnie wysłał jeden z patroli do zgłoszenie. Szybko zaczął jeść bułkę. Zrobił kilka gryzów, gdy rozległ się telefon - o dziwo jego prywatny. Na wyświetlaczu pisało "Ola." Odebrał:
- Witam edukującą się młodzież!
- Cześć, wracam właśnie. Nie wiesz może czy Mikołaj ma dziś służbę? Muszę z nim coś obgadać.
- Dopiero jutro, dziś aspirant Białach ma wolne. Sorry, ale ktoś mnie wywołuje przez radio - odparł słysząc komunikat: "00 do 02"

***

Funkcjonariusze patrolu 06 wrócili do pilnowania porządku na wrocławskich ulicach. Właśnie zauważyli pieszego, który tak zajmował się pisaniem czegoś na komórce, że nie zauważając radiowozu i czerwonego światła przeszedł przez pasy. Krzysztof wysiadł i spotkał się z przechodniem na chodniku.
- Dzień Dobry, starszy posterunkowy Krzysztof Zapała, KMP, nie widział pan sygnalizacji świetlnej?
- Jakoś tak zapatrzyłem się w ten telefon.
- No ja rozumiem, ale uważać też trzeba, a jakby jakieś auto nie zdążyło wyhamować?
- No ja przepraszam panie władzo bardzo, ale praca taka, naprawdę to się więcej nie powtórzy.
- Niestety, ale zmuszony jestem nałożyć dziś na pana karę grzywny w wysokości 100 złotych. Przyjmuje pan mandat?
- Tak, tak.
- Dobrze, to ja za chwileczkę wypiszę, proszę tylko o dokument toższamości - mężczyzna w garniturze wyjął z kieszeni dowód i podał go prosząc cicho, by policjant się pośpieszył:
- Postaram się wypisać ten mandat jak najszybciej, ale proszę pamiętać, że lepiej stracić przysłowiową minutę w życiu niż życie w minutę.
W radiowozie okazało się, że Monika już częściowo wypisała mandat, zostawiła tylko pola na dane karanego. Po sprawdzeniu toższamości okazało się, że Jan Bajm, który był tak zafascynowany komórką nie figurował jako karany i nie był poszukiwany zatem dostarczono mu mandat i funkcjonariusze wrócili na patrol. Nagle rozległ się dzwonek Krzyśka, na wyświetlaczu było napisane: "Julia."
- Halo, coś się stało, coś z Tośkiem, dlaczego nie odbierałaś?
- Spokojnie, skradziono mi telefon, ale już wszystko w porządku. Tośka odbijamy dopiero za godzinę, na razie wiemy, że fizycznie chłopiec czuje się bardzo dobrze. W zasadzie dzownię tylko, żebyś się tak nie niepokoił.
- Dzięki - odparł i westchnął z nutą ulgi. Uspokoiła go.
- 06 do 00
- 06 zgłaszam się - odpowiedział Krzysztof.
- Wracajcie na bazę, 01 was wzywa.
Komunikat brzmiał nieco tajemniczo.
- 00 wiesz może o co chodzi? - spytała Kownacka.
- Dowiecie się na miejscu, bez odbioru.
Zgodnie z rozkazem ekipa podjechała na komisariat i skierowała swe kroki w stronę gabinetu komendanta. Zapukali, a słysząc pozwolenie weszli.
- Dzień dobry, melduje się sierżant sztabowy Monika Kownacka i starszy posterunkowy Krzysztof Zapała.
- Spocznij - komendant gestem zaprosił ich by usiedli co też uczynili - Niestety, ale na komendzie dzieje się coś dziwnego, giną dowody w postaci narkotyków. Wczoraj, tydzień temu, dziś te zabezpieczone przez was też. Chyba kret.
- Jak to? - zapytał Krzysiek
- Magazynier twierdzi, że nie wie, musieliśmy powiadomić BSW. Miejcie oczy dookoła głowy, może przypatrzcie się naszemu Darkowi, pierwszy raz mi się coś takiego zdarza...
- Ale to chyba dochodzeniówka...  - zaczęła Monika, ale szef jej przerwał:
- Zarobieni są, a wam ufam. Szczególnie i docencie to.
- Czy zamierza pan komendant nadać temu zaufaniu także finansowy wymiar? - nieco przekornie spytała Kownacka.
- Kownacka! To jest za duże zaufanie, żeby budżet je uniósł. Do pracy!
- Tak jest!

***

Po raz kolejny Monika i Krzysztof wrócili na ulice Wrocławia, krótko potem patrol został wywołany przez oficera dyżurnego.
- 06 do 00
- 06 zgłaszam się
- 06 jedźcie na ulicę Zabrzańską 7 przez 6, awantura.
- Przyjęłam.
Ruszyli, pokonując odległość dzielącą ich od miejsca, gdzie byli potrzebni wysłuchali komunikatu o zaginięciu pary nastolatków. Wylądowali pod jednym z wieżowców, na szczęście mieszkanie do którego mieli się udać było na parterze, winda była popsuta. Zdziwieni nie słyszeli żadnych hałasów, nagle z lokalu do którego posłał ich Marek wyszedł posterunkowy Mieczysław Dąbek - młody policjant od kilku miesięcy pracujący w wydziale ruchu drogowego KMP.
- Hej, co ty tam robiłeś? Mieliśmy zgłoszenie pod drzwiami z których wyszedłeś... - zaczął go przepytywać Krzysiek.
- A tak, nieco się pokłóciłem ze znajomym, ale już ok, odpuśccie.
- Przecież znasz procedury, dyżurny już wpisał nas oficjalnie na tą interwencję. - Monika szybko ostudziła nadzieję kolegi z pracy.
- Dobra, to ja potem powiem co trzeba, a teraz spadam - rzucił i niespodziewanie zaczął biec. Monika i Krzysztof natychmiast rzucili się w pościg, sierżant sztabowa wyciągnęła broń.
- Stój bo strzelam - krzyknęła Monika. Podziałało. Mężczyzna odwrócił się i powoli uniósł ręce do góry. Krzysiek podszedł i zaczął go przeszukiwać.
- Co wy? Swojego? Spokojnie, przecież nic się nie stało.
- Zamknij się dobra? Zaraz zobaczymy jak nic się nie stało - oznajmił Krzysiek. Przy przeszukiwanym nic nie znaleziono, został skuty i doprowadzony do mieszkania, gdzie było wezwanie. Podczas gdy Krzysztof prowadził zatrzymanego Monika zameldowała o wszystkim za pośrednictwem radia. Zapukali, otworzył im piegowaty rudzielec w szortach i poplamionym podkoszulku. Na widok przybyłych stanął jak wryty, potem zaczął wrzeszczeć:
- Wsypałeś, zapierdolę cię! Doniosłeś, że kazaliśmy ci podpierdalać te pieprzone prochy! - wykrzyczał na jednym wydechu nie dając wspólnikowi szansy na jakąkolwiek reakcję.
- Debilu, sam siebie wsypałeś - odparł gliniarz z drogówki. Krzysztof odszedł kawałek by poprosić o wsparcie:
- 00 do 06
- 00 zgłaszam.
- Chyba wyjaśniliśmy jak znikają narkotyki w firmie, podeślij mi tutaj chłopaków z narkotykowego i kogoś z dochodzeniówki oraz technika.
- Przyjąłem, bez odbioru.
Sprawdzono toższamość otwierającego drzwi, okazało się, że jest poszukiwany więc natychmiast został skuty, rozpoczęto też zadawanie pytań:
- Dlaczego podbierałeś rzeczy zabezpieczone u nas? - spytał Krzysiek
Odpowiedziało mu jedynie milczenie. Pracownik ich firmy nie mógł dać się tak szybko złamać, w końcu u nich każdy musiał przechodzić przez długie testy psychologiczne. W mieszkaniu po przyjechaniu ludzi z innych wydziałów znaleziono narkotyki.

***

Monika i Krzysztof przebrali się, zdali notatki z dzisiejszych interwencji uzyskując pieczątki i przystąpili do swojego codziennego rytuału - blondynie się poszczęściło i wygrała 10 zł.
- Super. A wiesz o co chodziło z naszym kreciątkiem? - zapytał zaciekawiony sprawą starszy posterunkowy.
- Wiesz podobno kiedyś próbował dilować i przy tym sprzątnął część towaru, gangsterzy od których wziął prochy się wkurzyli i tak to teraz spłacał, a nasz magazynier to jego jakiś daleki wuj i pomagał. Nigdy nie dał się nakryć, formalnie był niekarany, więc mógł dostać się w nasze szeregi. I tak byśmy go złapali, znaleziono w mieszkaniu jakieś lewe prochy, które nasi wcześniej zabezpieczyli, autorska mieszanka.
Kolejny raz ktoś próbował połączyć się z Krzyśkiem.
- Halo.
- Tata?
- Tosiek...Tosiek gdzie jesteś?
- Lecę fajnym samolotem z panią Julią i taką fajną panią też z policji, ma czaderski mundur, inny niż ty - chłopiec wyraźnie nie był przestraszony, był podekscytowany. "Moja krew" pomyślał Krzysztof, który wreszcie był naprawdę szczęśliwy, a gdy zobaczy syna...chyba eksploduje z radości!

***

Mikołaj leżąc na kanapie ćwiczył palce zmieniając kanały telewizyjne. Reklamy, jakieś foki, reklamy, teleturniej, reklamy, brazylijski serial, dzwonek, kreskówka, reklamy...Dzwonek? Aspirant dopiero po chwili spostrzegł, że dzwonek nie dobiegał z telewizji tylko zza drzwi. Podejrzewając, że to nowa sąsiadka znów chce się o coś kłócić niechętnie poszedł otworzyć. Zdębiał widząc Olę.
- Co ty tu robisz?
- Jeden wykładowca się rozchorował i wróciłam parę godzin wcześniej. Myślałam, że się ucieszysz, ale jak chcesz mogę obrócić się na pięcie i iść.
- Nie, no coś ty, właź. - odparł zachęcająco, a dziewczyna skorzystała z zaproszenia.
- A gdzie dziewczynki? - zapytała wchodząc do pokoju.
- U koleżanki.
- A tatuś widzę, że reklamy na polsacie ogląda?
- Aaa tak palce ćwiczyłem, ale opowiadaj jak tam w szkole naszej?
- No okolice nadal ładne, wykłady ciekawe, ale nikogo ciekawego poznać się nie udało - powiedziała z uśmiechem.
- Muszę cię zasmucić, tak wspaniałego człowieka jak ja już nie poznasz - powiedział poważnie Mikołaj, by po chwili wraz ze swoją koleżanką wybuchnąć śmiechem.
- Kogoś tak wspaniałego kto nawet gościowi wody nie zaproponuje?
- Oj dobra, już robię ci herbaty, kawy?
- Herbaty poproszę. A jak służba z Emilką?
- Noo chyba poproszę o zmianę na stałe - odparł przekomarzając się, a w jego stronę poszybowała poducha.

***

Monika na schodach minęła się z teściową, której się śpieszyło. Czyli Artur znów zostanie do późna w pracy. Odkąd miał nowego szefa często wychodził zanim jeszcze jego rodzina wstała, wracał coraz później, mijali się...Raz próbowała zacząć o tym rozmawiać, jednak małżonek tylko odparł by nie wszczynała kłótni przy dziecku, bo skoro na nich zarabia jest ok i uciął temat. Musiała jednak do tego wrócić, właśnie dla dobra Franka...Franek! Przecież on na nią czeka w mieszkaniu, a ona sobie rozmyśla na schodach.

sobota, 2 maja 2015

Ten dzień nie rozpoczął się zbyt przyjemnie dla aspiranta Mikołaja Białacha. Przed szóstą rano dobiegły go odgłosy kłótni dochodzące z pokoju jego córek. Niezbyt uradowany szybko wstał, założył spodnie od piżamy, ogarnął wzrokiem od biedy posprzątany pokój i udał się do królestwa dziewczyn. Wrzeszczały na siebie nie dając ojcu szansy na zrozumienie o co im właściwie chodzi.
- Co wy tu wyrabiacie? Cały blok pobudzicie - próbował zrugać je ostro, wyszło trochę pociesznie.
- Jej to powiedz, znowu twierdzi, że tylko się ośmieszę w tym konkursie plastycznym! - zaczęła tłumaczyć Ania.
- Spokojnie, mów trochę ciszej. A ty dlaczego jesteś niemiła dla siostry? - spytał starszej ze swoich pociech. Interwencje pod własnym dachem są najtrudniejsze, każdy szanowany policjant który ich doświadczył mówił to samo. Mikołaj nie miał czasu jednak tego rozważać,  musiał  wrócić do rzeczywistości.
- No sorry, ładne są te jej bazgroły, ale może w klasie czy domu. Jak ona to wrzuci na portal będzie siara!
- Nie możesz wspierać siostry? Twoje rysunki bardzo mi się podobają Aniu.
- Jesteś nieobiektywny i się nie znasz, ci się nawet te bazgroły naszego kuzyna podobały. - odparła Dominika jakby tłumaczyła coś średnio rozgarniętemu czterolatkowi. Mikołaj westchnął. Rozejrzał się po pokoju - plakaty jakiś nastoletnich piosenkarzy, na biurku zamiast książek kolorowe magazyny, wszędzie jakaś elektronika. Czuł się w tym wszystkim trochę jakoś jakiś dinozaur, w dodatku te zwyczaje...on by nawet nie dyskutował z rodzicami, a ten ton... Na szczęście miały porządek. Odkąd z nimi zamieszkał zdał sobie sprawę jak mało czasu im kiedyś poświęcał i ile Kamila miała na głowie.
- Aniu ty się nie przejmuj siostrą, a ty bądź dla niej miła. Twoje rysunki są naprawdę wyjątkowe skarbie.
- Widzisz? Jesteś głupia! - skwitowała Ania
- Nie wolno tak mówić, uspokójcie się - w tym momencie rozległ się odgłos dzwonka Dominiki, dziewczynka dostała SMS.
- Ojej, Oskar chce mnie odprowadzić! - zrelacjonowała podekscytowana.
- Co to za Oskar?
- Nie pytaj, zresztą będzie spokój, a ci o to biega, nie? - Mikołaj postanowił na razie odpuścić, ale potem podpytać o tego Oskara. Teraz jednak chłopak był mu na rękę, w końcu mężczyzna śpieszył się do pracy. Szybko zaczął robić jakieś kanapki - ostatecznie ścielenie łóżka nie ucieknie, a na śniadanko czas znaleźć trzeba, jak wiadomo z pustym bębnem ani rusz!

***

Mikołaj wyszedł przez komendę, Emilia miała zamienić jeszcze dwa słowa z kimś z sektoru dzielnicowych i zaraz do niego dołączyć. Miał nadzieję, że nie wpiszą się zbyt późno, wystarczyły mu nieprzyjemności w domu, nie chciał jeszcze wizyty u komendanta. Wysocki był w porządku, ale zbyt długich opóźnień nie mógł tolerować - w końcu on rozlicza swoich ludzi, a potem sam się musi tłumaczyć - zwłaszcza, że od czasu przeniesienia Kwiecińskiego do BSW komenda była pod "szczególnym" nadzorem. Nagle zauważył Olę wychodzącą z samochodu, zdziwił się - przecież miała być na szkoleniu. Podeszła do niego luźnym krokiem, w dżinsowej kamizelce i podobnych spodniach.
- Ale masz minę - rzuciła pogodnie i posłała mu kuksanca w bok.
- Ale...szkolenie.
- Pożegnać się przyszłam, a ty bądź tu grzeczny jak mnie nie będzie - odparła i się przytulili. Tkwili chwilę w objęciach wśród odjeżdżających radiowozów, wychodzących gliniarzy i wchodzących interesantów.
- Tylko uważaj na znajomości tam, bo wiesz, stalker, Szymon, strach pomyśleć kto będzie następny! - rzucił z bananem na twarzy.
- Eej - odparła uśmiechając się. - Czas na mnie.
Idąc do samochodu pomachała koledze.
- Ty też bądź grzeczny!

***

Dziś patrolujemy ulice Wrocławia z patrolem 05 - aspirantowi Mikołajowi Białachowi i sierżant Emilii Drawskiej przydzielona została dzielnica na obrzeżach miasta. Dużo domków jednorodzinnych, do jakichkolwiek zdarzeń dochodziło tu najczęściej w początkowym odcinku rewiru, choć raczej nigdy nie było to nic groźnego.
- Zaspany czy słabszy dzień? - spytała dziewczyna. W odpowiedzi dostała tylko zdziwione spojrzenie, więc dodała - Wiesz, żadnej ciętej riposty na odprawie, niepodobne do ciebie.
- Aaa, o to ci chodzi. Córki mnie zerwały z łóżka o świcie, uspokajać je musiałem. Matko, one ostatnio ciągle się kłócą.
- Kolejny plus bycia singielką, ale nie martw się, powinno im przejść. Też potrafiłyśmy nieźle się ściąć z siostrą.
- 05 do 00.
- 05,zgłaszam się. - zgłoszenie wzięła Emilia.
- 05, udaj się na ulicę Podhalańską 15, szamotanina. Podobno ktoś przesadził z procentami i teraz koniecznie chce wsiąść za kółko, ojciec go zatrzymuje, ale klient się rzuca. Włączcie sobie górę z zachowaniem szczególnej ostrożności.
- Jasne, udajemy się, bez odbioru.
Na miejsce dotarli dość szybko, na podjeździe przy małym domku jednorodzinnym szarpało się dwóch mężczyzn. Funkcjonariusze natychmiast podbiegli, Mikołaj odciągnął starszego pana w szarym swetrze, Emilia z kolei uniemożliwiła młodszemu wejście do niebieskiego audi.Obaj byli dość pijani, dwudziestokilkulatek w czerwonej koszuli jeszcze próbował odepchnąć od siebie policjantkę, która ostatecznie wykręciła mu ręce do tyłu.
 - Spokój! - krzyknął Mikołaj. - Aspirant Białach, sierżant Drawska, KMP we Wrocławiu, co się tu dzieje?
- Co się dzieje? Najpierw tatuś ze mną pił, a teraz zachowuje się jak pierdolony konfident!
- Grzeczniej! - ostro poleciła Drawska.
- Gdzie pan w ogóle chce jechać? - Mikołaj próbował się rozeznać w sytuacji.
- Kasia rodzi, rozumiesz człowieku, rodzi! Teraz my się na pewno pogodzim, kurwa, muszę na tę pieprzoną porodówkę.
- Ty ustać w pionie, nie ustaniesz, zabijesz się debilu, wnuka mojego osierocisz! - do rozmowy włączył się drugi uczestnik zdarzenia.
- Spokój! W tym stanie nie może pan nigdzie jechać.- zakomenderował Mikołaj.
- Główno mi możecie, puszczaj kurwa! - po tych słowach funkcjonariuszka założyła agresywnemu mężczyźnie kajdanki i wsadziła go do radiowozu.
- Doigrałeś się, teraz jedziemy najpierw na izbę wytrzeźwień, potem do aresztu - oznajmiła stanowczo Drawska. W pojeździe mężczyzna zaczął płakać, Mikołaj i Emilia wymienili niepewne spojrzenia. Postanowili jeszcze nigdzie nie odwozić młodego.
- O co pokłócił się pan z partnerką? - spytała młoda sierżant.
- Dziś rano, nie podobało jej się, że nadal się kumpluję z Gracjanem, ale ja dla niej wszystko, mogę zacząć odtąd nawet cześć mu nie mówić, tylko musicie mi teraz pozwolić przy niej być. - Płacz świeżo upieczonego ojca zrobił się nadzwyczaj głośny, Emilia stwierdziła, że dobrze mu zrobi słowny kubeł zimnej wody:
- I co, myśli pan, że jak taki napruty pojedzie do zmęczonej po porodzie kobiety to rzuci się panu w ramiona? Nie było pana przy niej gdy zaczęła rodzić, człowieku oprzytomniej, weź zimny prysznic, doprowadź się trochę do ładu i wezwij taksówkę albo kogoś poproś! -
- Pan też tak uważa? - zwrócił się do aspiranta Białacha.
- Na pewno teraz nie zrobi pan zbyt dobrego wrażenie, jeśli zależy panu na kobitce radzę posłuchać mojej koleżanki.
- Synuś, idź ty pod ten prysznic, ja po Mirka zadzwonię i cię odwiezie.
- Dobra, dobra. - Chłopak postanowił posłuchać rad członków ekipy 05.
- Będzie spokój? - zapytał Mikołaj
- Będzie - Wobec takiej deklaracji Emilia zdjęła założone wcześniej kajdanki.
- Dziękuje wam - powiedział ojciec mężczyzny.
- Bardzo dobrze, że nie dał mu pan wsiąść za kierownicę - pochwalił  Mikołaj.
Wobec takiego obrotu sprawy Emilia sprawdziła obu panów, a że nie byli poszukiwani policjanci ich pouczyli, spisali dane i wrócili na patrol.
- 00 do 05 - Mikołaj wywołał dyżurnego
- 00 zgłaszam.
- Zakończyliśmy interwencję, sytuacja się uspokoiła, jakby co kazaliśmy zgłaszającemu wzywać raz jeszcze.
- Przyjąłem, wracajcie na patrol, bez odbioru.
- Jak myślisz uda się temu facetowi? - spytała Emilia.
- Wiesz, nie wiem, no. Był dość mocno wstawiony.
- Dokładnie,wiesz, nie wiem czy tak łatwo zmieni się w dobrego tatusia.A ty? Od razu byłeś dobrym ojcem? - zapytała zaintrygowana
- Daj spokój, początkowo miałem gęsią skórkę gdy brałem je na ręce. - A ty nie chciałabyś mieć dzieci?
- Pewnie kiedyś fajnie by mieć taką pełną rodzinę, ale...jakoś wolę tego specjalnie nie przyśpieszać.
Oboje się roześmieli. Przejeżdżali obok ładnych domków jednorodzinnych, gdzieniegdzie przerzedzonych blokami. Sporo drzew, kilka kobiet zerkających z okna, generalnie wszystko wyglądało w porządku. Nagle dostrzegli niechlujnie ubranego mężczyznę katującego szklaną butelką psa na jednym z podwórek. Spory owczarek o złotej sierści,w kagańcu,był trzymany za szyję i piszczał niemiłosiernie. Emilia natychmiast zgłosiła interwencję własną, para policjantów podbiegła na miejsce przestępstwa.
- Zostaw tego psa! - wrzasnęła Emilia, a po chwili musiała robić unik, agresor rzucił w nią butelką od wódki, jedną z wielu, które miał w trzymanej na ziemi siatce. Drawska i Mikołaj szybko wyjęli broń, lufę skierowali w stronę kata. Napastnik zaczął się śmiać i ubliżać funkcjonariuszom, wobec tego aspirant Mikołaj oddał strzał ostrzegawczy. Rozległ się huk, czworonóg uciekł do jednego z bloków. Człowiek, który jeszcze niedawno go bił wyraźnie stracił pewność siebie, butelka wypadła mu z ręki, jeden postanowił nadal zgrywać cwaniaczka.
- W łeb se strzel... - Aspirant Białach nie dał mu dokończyć, doskoczył do sprawcy i sprawnie powalił go na ziemię. Skuł faceta, Emilia cały czas go ubezpieczała. Doprowadzili zatrzymanego do radiowozu, w trakcie przeszuaknia znaleziono przy nim sto złotych, klucze i dowód osobisty.
- 00 zgłoś do 05
- Czego potrzebujesz piątka?
- Sprawdź mi pana Mariusza Dobrowiec, zameldowany na Szmidta 5/6, początek peselu 78 04 13.
- Ok, poczekaj chwilę...Nieposzukiwany, ale obecnie jest na warunkowym, siedział za znęcanie się nad pasierbem i zniszczenie mienia.
- To długo się nie nacieszy wolnością, przyślij mi jeszcze ekopatrol, mam ciężko ranne zwierzę.
- Jasne, bez odbioru.
Mikołaj przytrzymywał klnącego sprawcę, tymczasem Emilia weszła do jednego z blokowisk. Trzęsącego się psa znalazła w kącie, miał kilka ran, po sierści spływały mu strumyczki krwi. Policjantka wybiegła i wróciła z apteczką. Szybko zapukała do jednego z mieszka, otworzył otyły mężczyzna z wąsem w kraciastej koszuli z krótkim rękawem.
- Dzień dobry, sierżant Drawska, KMP, niech pan natychmiast da mi wodę w jakieś dużej misce, głęboki talerz i szklankę - poleciła szybko.
- Ale co... - starszy pan był wyraźnie zaskoczony, jednak sierżant Drawska chciała jak najszybciej pomóc psisku:
- Migiem!
Mężczyzna za chwilę przyniósł potrzebne rzeczy i został w drzwiach, Emilia podeszła do psiska. Do talerza nalała wody by napoić stworzenie, resztę przelała do szklanki i zaczęła powoli obmywać rany. Po chwili z apteczki wyjęła bandaże i opatrunki, zaczęła możliwie najdelikatniej zajmować się stworzeniem. W trakcie udzielania mu pomocy pies ciągle się trząsł i łapczywie chłeptał wodę. Emilia trochę się denerwowała - pierwsza pomoc udzielana czworonogom nie była standardowym działaniem, ale sytuacja tego wymagała. Po opatrzeniu najgorszych ran ponownie napoiła zwierzę i oddała mężczyźnie naczynia. Kiedy zjawił się ekopatrol funkcjonariuszka przekazała jego ekipie opiekę nad owczarkiem, a sama wraz z Mikołajem odwiozła zatrzymanego do aresztu. Ze względu na to, że jest na zwolnieniu warunkowym nie trafił najpierw na izbę wytrzeźwień. Załoga 05 nie wróciła od razu na patrol, bowiem aspirant Białach musiał uzupełnić magazynek, spisano też notatki. Idąc korytarzem zaczęli rozmawiać:
- Tak zwierzę skatować, bo jakoś obudziło pijaka, takiemu to jaja bym... - wzburzenie sierżant Drawskiej musiało znaleźć gdzieś ujście.
- Spokojnie - zduminoy Mikołaj pokręcił głową - A co ty tak długo u tego Jacka robiłaś?
- AAA to, zarywać Jacus próbował - dziewczyna się roześmiała.
- No, czyli nowa para na komendzie? - zapytał zabawnie Mikołaj, jego koleżanka pokręciła głową.
- On jest fajny, ale jako kumpel. Chociaż niebanalną ma bajerę
***
Funkcjonariusze powrócili do patrolowania ulic Wrocławia. Niezwykle szybko otrzymali kolejne zgłoszenie:
- 05, zgłoś do 00.
- 05 zgłaszam się.
- 05 udaj się na Podhalańską, przy przystanku autobusowym. Gapowicz.
- Jasne, jedziemy.
Powierzony im rejon był mały, szybko dotarli na miejsce. Pod wiatą młoda konduktorka, o blond włosach spiętych w kucyk czekała z przestraszonym chłopakiem, na około był maksymalnie po dwudziestce, w kolorowej koszuli, dresowych spodniach.
- Dzień Dobry, aspirant Białach. - przedstawił się Mikołaj
- Sierżant Drawska, KMP, dzień dobry - dodała jego partnerka.
- Proszę podać mi pana dane, a pani niech się wylegitymuje koleżance.
- Andrzej Małek, jestem zameldowany na Wilczej 34, jechałem do kumpla.
- Początek pana peselu? - spytał dowódca patrolu.
- 94 07 12.
- Spkojnie, dlaczego pan się tak denerwuje? - spytała Emilia, mężczyzna nie był poszukiwany.
- No, tą sytuacją.
- Mandaty się zdarzają, ma pan jakąś trudniejszą sytuację materialną? - zapytał Mikołaj.
- W ogóle dlaczego nie podał pan tej pani danych osobowych? - chciała wiedzieć Emilia.
- Myślałem, że nie dostanę może tego mandatu, a potem kobieta chciała koniecznie państwa wezwać - Chłopak spuścił głowę, wzrok jakim darzył go Mikołaj był badawczy. Po wystawieniu mandatu przez kontrolerkę funkcjonariusze zgłosili przerwę.
***
Emilia i Mikołaj wcinali kebaby w radiowozie, przed jedną z małych knajpek.
- Patrz, niby taka spokojna dzielnica, a tu tyle roboty - powiedziała dziewczyna.
- Ale chociaż kebaby dobre - odparł jej partner i oboje się roześmieli.
- Spoko jest, a powiedz mi Ola to jadła z tobą te hotdogi? Wydaje się taka szczupła, normalnie czasem jej zazdroszczę.
- Obie wyglądacie świetnie - pokrzepił ją Mikołaj - A Ola jadła, aż jej się uszy trzęsły.
- To chociaż wiaterek miałeś - rzuciła ze śmiechem Emilia.
***
- Dzięki za dziś - rzuciła Emilia i wyszła w czarnych rurkach i bluzie z panterką. Mikołaj miał już wychodzić, gdy zadzwoniła do niego Ola. W końcu jakiś przyjemny akcent tego męczącego dnia. Odebrał.
- Cześć Ola, jak tam?
- W porządku, pokój nawe fajny, jeden chłopak też nawet fajny.
- Co ja ci rano mówiłem?
- Ooj przestań.
- No dobra, a to szkolenie zaczęło się już?

W następnej części:
Narkotyki znalezione przy złodzieju sklepowym.

Kret w KMP. Który z policjantów po cichu współpracuje z przestępcami?

Nowy szef Artura Kownackiego przyczyną kłopotów rodzinnych.