niedziela, 24 maja 2015

Za ewentualne błędy przepraszam - nie miałem siły jakoś tego jeszcze raz przeczytać. Z dedykacją dla Anastazji Nadii
Poranną odprawę jak zwykle przeprowadzał siedzący u szczytu stołu inspektor Wysocki. Komendant wyglądał na nieco zmęczonego, jednak starał się trzymać fason. Po jego lewej stronie siedzieli Ola i Mikołaj, a naprzeciwko nich Emilia, Jacek i młody blondyn z lekkim zarostem i odrobinę kanciastą twarzą. Pagon był czysty - czyli posterunkowy. Co jakiś czas zatrzymywały się na nim zaciekawione spojrzenia innych, które po chwili ponownie wracały do komendanta omawiającego właśnie reformy jakie planuje przeprowadzić komenda główna, a wśród których było między innymi zwiększenie minimalnej liczby dyżurnych czy wprowadzenie większej ilości programów współpracy między policją, a strażą miejską (opcjonalnie gminną). Jeśli chodzi o liczbę osób na posterunku każda zmiana jest na lepsze - patrolowcy zbyt często musieli zjeżdżać na bazę by kogoś przesłuchać czy przyjąć zgłoszenie. Jednak zwiększenie współdziałania ze strażnikami miejskimi - obecnym średnio się to uśmiechało, już teraz zdarzało się, że wzywano ich do bójek i pobić, a na miejscu byli bezradni przedstawiciele straży miejskiej - niektórzy z nich zamiast zwiększać masę powinni zainwestować w formę. Nikt nie miał jednak czasu by zbyt długo to roztrząsać - kolejnym punktem do którego przeszedł inspektor Wysocki były osoby poszukiwane i samochody, które bezwzględnie należy poddać kontroli. Po wymieniu wszystkich osób i pojazdów "specjalnej troski" dowódca przeszedł do rewirów:
- Białach i Wysocka dziś biorą rejon trzeci, zwróccie szczególną uwagę na okolice tamtejszego gimnazjum. Otrzymujemy coraz więcej sygnałów, że kręci się tam diller narkotykowy. Z kolei Drawska z naszym nowym kolegą, posterunkowym Stefanem Brzózka, tuż po szkole policyjnej - mówiąc to wskazał na "świeżaka", który na chwilę wstał- będzie pilnowała porządku na Krzykach. Pokażcie mu wszystko, zapoznajcie z realiami służby i świeccie przykładem, pani sierżant!
- Oczywiście, panie komendancie - Emilia posłała swojemu nowemu partnerowi ciepłe spojrzenie, chciała mu dodać otuchy. Sprawiał wrażenie jakby chciał jak najprędzej stąd prysnąć, była ciekawa jak poradzi sobie na interwencjach.
- Do pracy! - zawołał dziarsko Wysocki, a jego ludzie się rozeszli.
***
Emilia i Stefan ruszyli w teren - "nowy" tak naprawdę bardzo pobieżnie wszystkich poznał, bo zarówno im jak i piątce śpieszyło się na patrol. W ich rejonie tego dnia kręciło się mało osób, mijali więc kioski z odpadającą farbą i bohomazy na elewacjach starych kamiennic, gdzieniegdzie z przerwą na sklep - nawet jakichkolwiek punktów usługowych było tu niewiele, a podwórka przeważnie chowały się za blokami.
- Jak ci się u nas podoba? - spytała Emilia
- Partnerka całkiem, całkiem - odparł jakby od niechcenia. A wydawał się taki cichy!
- Młody, nie przeginaj - odparła. Co to w ogóle miało być? Przy przełożonych jak trusia, a teraz tani cwaniaczek od siedmiu boleści. Nie punktował w jej oczach.
- Dobra, przepraszam. A tak na serio cieszę się, że mogę zaczynać we Wrocku - niektórych kolegów po szkole wysłali na jakieś zadupia, żeby przepędzali krowy z dróg. Bezsens.
- Sama kiedyś, wiesz na wiejskim posterunku te krowy twoje przeganiałam. - odparła z uśmiechem.
- Serio? - zapytał z nutą wahania - Komendant mówił, że byłaś w Stanach.
- No potem tak się złożyło, że trafiłam na roczne szkolenie za ocean, ale wcześniej wsi spokojna, wsi wesoła.
- No, no. A za ten ocean to za co?
- Jedno takie odznaczenie, wiesz dostałam, ale lepiej czujnie patrz na drogę, a nie na mnie. Mnie nie musisz pilnować, ja się sama upilnuję!
***
W innej części miasta okolice jednego z Wrocławskich gimnazjów patrolowali aspirant Mikołaj Białach i posterunkowa Aleksandra Wysocka. Pomarańczowa szkoła była nieco z tyłu - przerywała rząd szarych, brzydkich budynków, które zdawały się chcieć odstraszyć chcących do nich wejść. Wokół placówki nie działo się nic co wymagałoby podjęcia interwencji - brak wagarowiczów, agresywnej młodzieży, słowem spokój. Naprzeciwko było kilka barów z kebabami, którym zmęczeni nauką nastolatkowie nie dawali zbankrutować. Funkcjonariusze nie tracąc czujności zaczęli rozmawiać:
- Nie wiedziałam, że taki z ciebie romantyk.
- Co? Przecież mówiłem, że to Ania miesza pudełka z filmami.
- Jasne, każdy facet przyłapany na oglądaniu komedii romantycznych tak mówi. odpowiedziała z szerokim uśmiechem.
- Trata tata, dobra młoda jedziemy gdzieś dalej.
-Ale komendant...
- Młoda, zawrócimy tu - mamy cały rewir patrolować. Poza tym nie chce, żeby ktoś nagrał jak kręcimy się w kółko jak nie powiem kto w miejscu gdzie się nic nie dzieje - odparł lekko spięty.
- No dobra, ty prowadzisz.
- No i tak zostanie - odparł i przecięli ulice wzdłuż podobnych do siebie budynków. Mijając spory lumpeks i stary kiosk skręcili i zjechali w okolice sporego, wyłożonego kamieniami placu. Przejechali kawałek milcząc - nagle usłyszeli tłuczone szkło i huk. Podjechali pod jedno z okien na parterze, a już po chwili nie mieli wątpliwości, że to stąd dobiegają niepokojące odgłosy. Kucnęli z lewej strony próbując zobaczyć sytuację, jednak widzieli tylko małą kuchnię - "gorąco" musiało być gdzieś w pomieszczeniu obok.
- Dawaj wchodzimy - Ola kiwnęła łagodnie głową zarzucając grzywkę.
- Poczekaj, spróbuję wezwać wsparcie - Mikołaj nacisnął przycisk nadawania w radiostacji i zaczął wołać dyżurnego:
- 00 do 05.
- 00 zgłaszam się.
- 00 jestem na Zamkowej 1, w mieszkaniu na parterze jest ostro, przez okno widzę tylko kuchnię więc nie wiem co dokładnie się dzieje. Jak szybko może dotrzeć wsparcie?
- Najprędzej w może 5 minut na gwizdkach, patrol czwarty wyślę. Rozumiem, że wkraczasz?
- Może być zagrożenie życia, wkraczam! - odparł słysząc krzyk bólu. Zaczęli z Olą biec, w tym samym czasie odezwał się jeszcze dyżurny:
- 05 uważajcie, rodzina ma niebieską kartę, a mąż i kat żółte papiery!
Na klatce bez trudu odnaleźli mieszkanie - na parterze było tylko jedno, na szczęście  otwarte. Wbiegli do średniej wielkości pokoju - mały telewizor, nieco starodawne, pełne kiczowatych zdobień, ustawione pod ścianami meble, a na kredensach  filiżanki i tandetne laleczki - wszystko wyglądało nieco jakby mieszkanie urządziła podstarzała kleptomanka. Jedna z oszklonych szafek po lewej stronie leżała przewrócona, a przy wąskiej, stojącej obok ławie znajdowały się odłamki szkła pochodzącego ze zbitych naczyń. W prawym rogu pomieszczenia, nad skuloną kobietą w bladoczerwonym dresie stał dobrze zbudowany mężczyzna w skórzanej kurtce i dżinsach, kawałek dalej inny - podobnie ubrany. Ten drugi na widok funkcjonariuszy wrzasnął psiarnia, natomiast pierwszy zaczął dusić kobietę - sytuacja nie była łatwa.
- Zostaw ją! - krzyknęła Ola.
- Zostaw ją,kurwa! - wrzasnął Mikołaj. Ofiara zaczynała sinieć, ucisk musiał być mocny. Sytuacja nie należała do łatwych - przy jakiejkolwiek próbie obezwładnienia agresora pokrzywdzona poleciałaby na ścianę. Mikołaj postanowił zaryzykować - nagle jakby się wyrwał, odepchnął pierwszego z obecnych, a "dusiciela" złapał łokciem za szyję. Akcja była błyskawiczna, nieco zaskoczył nawet swoją partnerkę. Teraz to on lekko podduszał niedawnego napastnika, jednak musiał też złapać faceta za ramię - ten się szamotał, jednak doświadczonemu aspirantowi szybko udało się zakuć go w kajdanki. W tym samym czasie drugi z obecnych rzucił się do ucieczki. Wysocka zagrodziła mu drogę, zaczęli się szamotać. Ostatecznie Ola unieruchomiła mu ręce i stanęła tak, by nie mógł jej zaatakować kopnięciem - był o wiele cięższy od policjantki. Po chwili w powaleniu człowieka na ziemię pomógł jej Mikołaj. Dowódca zaczął zgłaszać opanowanie sytuacji, z kolei Ola pochyliła się nad poszkodowaną - widziała spory siniec na twarzy maltretowanej kobiety.
- Dzień dobry posterunkowa Wysocka, coś panią boli? - spytała, nie uzyskując odpowiedzi.
- Halo! - krzyknęła, jednak efekt był identyczny jak chwilę temu. Sprawdziła oddech, na szczęście na razie nie doszło do zatrzymania krążenia, ale nastąpiła utrata przytomności. Natychmiast zgłosiła to Mikołajowi, który rozmawiał z dyżurnym i bezzwłocznie przekazał Jackowi, że potrzebują karetki.
***
W czasie poprzedzającym interwencję podjętą przez patrol piąty Emilia i Stefan nadal pilnowali porządku, którego póki co nic nie zakłócało.
- A w tych bramach często zimą zgarniamy bezdomnych i zwozimy na noclegownię. Wiesz, ludzie dzwonią najczęściej ze skargą, że śmierdzą, a my musimy ich odstawiać do  w naszej exclusive limuzynie - Drawska zaznajamiała młodego z terenem, gdy odezwał się głos oficera dyżurnego:
- 04 zgłoś do 00
- 04 zgłaszam się - odebrała Emilia.
- 04, na błyskach z zachowaniem szczególnej ostrożności, na Zamkową 1 przez 1, jakaś niebezpieczna sytuacja. Mam szczątkowe informacje, ale jest tam już piątka, wy jedziecie jako wpsarcie.
- Przyjęłam, Zamkowa 1, udaje się bez odbioru.
Natychmiast ruszyli włączając "koguta." Widać było, że Stefan denerwował się pierwszą interwencją. Droga zajęła im około ośmiu minut - remonty nawierzchni, jeden idiota wybiegający na jezdnię, przez którego musieli ostro hamować i skrzyżowanie znacznie spowolniły czas dojazdu. Po przybyciu widzieli przy radiowozie skutych i trzymanych przez kolegów z Komendy zatrzymanych.
- Hej, zniszczenia mienia, naruszenie nietykalności cielesnej, ten jeszcze pobiegać chciał - Mikołaj wskazał na jednego ze sprawców - a ten złamał postanowienie sądu o zakazie zbliżania się do pani Mai Berger. Weźcie sobie jednego i dowieźcie do firmy.
***
Podczas krótkiej interwencji w zasadzie nic nadzwyczjanego się już nie zdarzyło. Wracając z aresztu Stefan postanowił o coś spytać:
- O co chodziło z tym, że jeden z tych kolesi chciał pobiegać?
- No wiesz, nawiać próbował, oddalić się - wyjaśniła Emilia - Ale Mikołaj nie takim dawał radę - odparła uśmiechając się.
- Dobrze go znasz?
- Kilka tygodni razem jezdziliśmy, to świetny glina.
***
Patrol czwarty wrócił do patrolowania ulic Wrocławia - prawie natychmiast po dojechaniu na teren, który dziś im przydzielono musieli wystawić mandat pieszemu, któremu śpieszyło się za bardzo - nie dość, że przechodził na czerwonym to jeszcze tuż obok przejścia - spryciarz, pomyślała Emilia. Był już  w połowie jezdni, gdy zza zakrętu wyjechał radiowóz i policjanci go zauważyli. Natychmiast włączyli syrenę i zaparkowali na chodniku - do łamiącego przepis obywatela podszedł Stefan, Emilia go zabezpieczała.
- Dzień Dobry, posterunkowy Stefan Brzózka KMP we Wrocławiu. Proszę o dowód osobisty - w tym samym czasie Emilia zgłosiła ukaranie winnego wykroczenia na dyspozytornię.Mężczyzna miał na sobie białe dżinsy i zielony T-shirt, a na uszach słuchawki. Niechętnie i powoli wyjął z tylnej kieszeni dowód osobisty.
- Lubicie czepiać się o byle główno, co? Nawet nic nie jedzie.
- Proszę o spokój - odparł Stefan i odszedł na chwilę by sprawdzić legitymowanego. Sierżant Drawska go zabezpieczała, cały czas patrząc na kontrolowanego chłopaka. Okazało się, że nie był karany, ale aktualnie prowadzono przeciw niemu postępowanie w sprawie rozpowszechniania pirackiego oprogramowania.
- Z dniem dzisiejszym nakładam na pana mandat karny w wysokości 150 złotych.
- Za co taki wielki? Nikt nie jechał - obruszył się karany.
- Za przejście na czerwonym świetle proszę pana. - Emilia widziała błąd Stefana, jednak postanowiła nie reagować. Chciała zobaczyć czy on sam się poprawi.
- Ej, ej z innego sobie debila rób, przechodziłem obok przejścia!
- Po pierwsze nie przypominam sobie żebyśmy przechodzili na ty, po drugie niech pan nie będzie śmieszny! - odpowiedział Stefan, wyraźnie zaczynał się denerwować. Nie najlepiej - pomyślała dowódca patrolu, jeszcze dużo musi się nauczyć.
- Młody, idź do radiowozu i wystaw 50 - złotowy mandat za przechodzenie przez jezdnię w miejscu niedozwolonym.
- Ale przecież czerwony... - zaczął, jednak Emilka mu przerwała.
- Nie dyskutuj, a pana pouczam o prawie do odmowy przyjęcia mandatu, wówczas sprawa trafi do sądu grodzkiego.
- Przyjmuję!
Wreszcie posłuchał, nieco zniechęcony wsiadł do radiowozu i zacząć wypełniać kwit. Po chwili wyszedł i przekazał pieszemu mandat, a także zwrócił dokument toższamości.
- Proszę bardziej uważać, może nie ma tu zbyt wielu kierowców, ale często nie wiedzą kiedy zdjąć nogę z gazu - dodała Emilia
 Po powrocie do pojazdu młody dostał ochrzan.
- Młody, nie denerwuj się tak, w tej robocie jak w seksie - czasem im bardziej się przejmujesz tym gorzej wychodzi.
- I co taki cwaniaczek ma myśleć, że jest bezkarny?
- Przypominam ci, że dostał karę grzywny w wysokości 50 zł.
- Tak, bo szedł obok zebry.
- Młody, nic ci na to nie poradzę, takie przepisy. Co ty od dzisiaj mieszkasz w Polsce? - zaczynał ją irytować. Podobało jej się jego zaangażowanie w służbę, ale...w zasadzie pierwszy raz jechała z takim kompletnym żółtkiem. Ruszyli kawałek mijając zajętych własnymi sprawami ludzi. Oficer dyżurny nie dał im jednak ujechać daleko:
- 04 do 00
- 04 zgłaszam się
- 04 jedźcie na Babią 17, napad z bronią na sklep z religijnymi złotymi łańcuszkami, zegarkami i innymi takimi. Na błyskach z zachowaniem szczególnej ostrożności.
***
Tymczasem patrol piąty przebijał się przez zatłoczone miasto zmierzając do szpitala. Stan zdrowia poszkodowanej z ulicy Zamkowej poprawił się, mogła złożyć zeznania. Jej mieszkanie oczywiście już dawno zabezpieczyli policyjni technicy i cały czas ktoś go pilnował.
- Wieczorkiem będzie co robić na meczu.
- Swoją drogą wy faceci to wrogość sobie latami okazujecie bez znudzenia, a uczucia kobiecie maksymalnie miesiąc, parę miesięcy, rok?
- Do czego ty na Boga teraz uderzasz? Ja jestem na wszystkich ważnych meczach  i nikogo nie okładam.
- Ty wszystkie ważne mecze zabezpieczasz.
- No właśnie, a w przerwach między rozgramianiem kiboli cieszę się z bramek. Myślisz, że po co zostałem gliną?
- Żeby mieć mecze za free? - zapytała Ola śmiejąc się.
- No a co myślałaś? - spytał Mikołaj, jakby to było tak oczywiste jak zły nastrój Kobielaka.
***
Weszli do sali, znajdowało się tam tylko jedno łóżko. Poszkodowana z rannej interwencji siedziała podtrzymując się na poduszkach. Była blada, jednak poza tym wyglądała już chyba nieco lepiej, choć nadal dość marnie.
- Jak się pani czuje? - zapytała delikatnie Ola. Niestety musieli narazić tą pacjentkę na dodatkowy stres płynący z przesłuchania.
- Dobrze, mogę z wami porozmawiać.
- Jakby coś było nie tak możemy przełożyć przesłuchanie- poinformował łagodnie Mikołaj.
- Nie, nie, chcę to już mieć za sobą.
- Dobrze. Gdyby cokolwiek się działo, chciała pani przerwać lub gorzej się poczuła proszę tylko dać znać. - poinstruował Mikołaj, Ola natomiast była już uzbrojona w długopis i notes służbowy.
- Wie pani kim byli sprawcy? - zaczął dowódca ekipy 05.
- To był mój były konkubent. Poznałam go dwa lata temu, na początku, no jak to na początku było cudownie. Jakiś rok temu po pijanemu mnie popchnął na ścianę i zaczął kopać. Uciekłam wtedy z dzieckiem do rodziców, dziś też tam było jak oni przyszli. Dał kwiaty przeprosił, przez miesiąc było znów jak wcześniej, zapomniałam o tym, ale potem znów zaczął mnie pchać, szarpać, bić. Po jakimś czasie miałam dość...chciałam to zgłosić, ale jakoś, odkładałam to... - nie przerywali jej, wiedzieli, że ofiarom przemocy należy po prostu dać się wygadać gdy już coś mówią.
- W końcu popchnął Martysię, tak, że na chwilę zemdlała. Ona ma dopiero 7 latek, ja...wtedy od razu to zgłosiłam, miałam założoną niebieską kartę.Trwało postępowanie. Mu się kończyły zawiasy od wyroku, miałam spokój... Niedawno...skończyło się postępowanie, minęły mu też chyba zawiasy z wyroku...Obok mnie mieszka jego kolega, dziś poszli do mieszkania tego kolegi, znaczy mojego sąsiada i potem razem do mnie. Popili i znów się awanturował, wyzywał mnie początkowo od dziwek, rozwalił meble, krzyczał, w zasadzie tylko mnie spoliczkował, to wasze przybycie go rozwścieczyło - nie mówiła tego jednak z wyrzutem czy pretensją.
- Nie wiadomo jak sytuacja by się rozwinęła, prawdopodobnie ta agresja by znalazła gdzieś ujście - poinstruował Białach - Konkubent się nazywa Marek Janas, a jego kolega Michał Karecki?
- Tak, tzn kolega to nawet nie wiem, mimo, że sąsiad.
- Co dokładnie mówili?
- Oboje wyzywali mnie od skażonych dziwek i, no używali słów na k
- Spokojnie, mieszkanie zostało zabezpieczone. Powiadomiła pani już kogoś z rodziny?
- Mamę, tata ma teraz delegację we Wrocławiu, a nie chcę, żeby moja córka mnie tak szybko widziała, u dziadków jest. Chcę trochę się uspokoić, dojść do siebie, po co ma się martwić.
- No tak - zgodził się Mikołaj - jak pani wydobrzeje to ktoś z komendy panią zawiezie do mieszkania, jest już zabezpieczone. Zdrowia zyczę i gdyby w jakikolwiek sposób była pani starszona czy grożonyby pani, choćby telefonicznie proszę natychmiast to zgłosić.
***
Załoga czwarta właśnie dojechała na miejsce zgłoszenia. Czekała tam już na nich starsza, siwa i chjuda kobieta w eleganckim, białym sweterku i dżinsach tej samej barwy. Na stojakach były kartki okolicznościowe, w oszklonej ladzie złote łańcuszki i kilka obrączek, z tyłu na półkach figurki aniołków i świętych, krzyże. Sklep był duży, ale ilość rzeczy i stojaków przytłaczała i zmniejszała optycznie wnętrze.
- Dzień dobry, sierżant Emilia Drawska, posterunkowy Stefan Brzózka, KMp we Wrocławiu.
- Dzień Dobry, Genowefa Malisch, proszę, proszę - właścicielka gestem zaprosiła ich do zaplecza, poszli za nią. Starsza pani usiadła w purpurowym fotelu, policjanci zaczęli rozpytanie:
- Co się stało? - spytała Emilia - Stefan notuj.
- No odebrałam nową dostawę właśnie to wszystko inwentaryzowałam, sprawdzałam tutaj w pokoiku, a tu jak burza wpada Maja. Ja już po niej, taka jak nie ona była widziałam, że coś swięci, ale w życiu bym nie pomyślała...
- Czyli zna pani sprawcę?
- No przecież ja jej tu serce i pracę dałam miesiąc temu niecały i tak mi się odwdzięcza, a z jej ciotką, co to ją chowa, bo jej rodzice nie żyją przyjaciółki jesteśmy.
- I co było dalej?
- Ja z przerażeniem, a ona w moją stronę wyjęła broń, krótką czarną, pistolet i bierze karton ze świętymi złotymi medalikami, pozłacanymi figurkami. No ja potem w krzyk i sparaliżowana nie wiedziałam co robić, w biały dzień i to taka dobra dziewczyna się wydawała, ona kiedyś kwiatki na procesji rzucała!
- Mówiła coś?
- Krzyczała, żebym siedziała cicho, myślam, że zawału dostanę!
- Jak wygląda i jak się nazywa dziewczyna?
- No, takie blond włosy ma, no ubiera się teraz tak jak te dziewczyny nowoczesne, normalnie, ale zawsze to grzecznie, cicho, a tu...Maja Mrez się nazywa.
- A mówiła coś przedtem, że ma jakiekolwiek problemy, może o pożyczkę prosiła?
- Problemy? Pani, problemy to jej ciotka ma chora jest na nogę, nic nie robi, w mieszkaniu smród, bród i to jeszcze taka bratanica z piekła rodem, mieszkają razem.
- A można adres tej ciotki?
- Andersa 1, takie dziewuczysko z taką kobieciną biedną!
- Dobrze, dobrze spokojnie, zajmiemy się sprawą. Opisze pani jeszcze te medaliki?
- A ja tu mam takie same, zawsze podobne zamawiam zawsze, tylko figurek nie mam. - powiedziała i podprowadziła ich do części głównej, gdzie pokazała medaliki.
- Takie same były? - upewniła się Emilia
- Identyczne!
- Dobrze zajmiemy się sprawą, pojedziemy do tej ciotki, proszę się uspokoić - poinstruowała Emilia. Wychodząc zgłosiła na radio, że sprawczyni ma prawdopodobnie broń - jak się okazało nielegalnie posiadaną.
Ciąg dalszy nastąpi...

3 komentarze:

  1. Dedykacja dla mnie? Za co? :D Dziękuję za nią.
    Kolejny wspaniały rozdział, czytałam już pare razy. Wiesz co ci powiem? Trochę krótki, ale coś czuje, że się nie wyrobiłeś w czasie i dodałeś to co miałeś. Ale ta część jest super, wspaniała ci wyszła <3
    Pozdrawiam, weny życzę
    Nadua

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział, podoba mi się bardzo. Jestem ciekawa, co będzie dalej ;) Pozdrawiam :) i żeby wena Cię nie opuszczała

    OdpowiedzUsuń
  3. Czemu tak mało życia prywatnego, same interwencje!? Opuszczam ten blog.

    OdpowiedzUsuń